Kiedyś pożyczyłem książkę (warta jakieś 20 PLN) z biblioteki publicznej. Trzymałem ją, przychodziły ponaglenia do oddania a ja to zlewałem, trwało to jakieś 3 lata. Co jakiś czas wezwanie-kosz, wezwanie-kosz i tak to się fajnie toczyło. Liczyłem, że zapomną, zaginie, będzie amnestia, itd. itp. Pewnego dnia ZONK! Pismo ze firmy windykacyjnej i 350 PLN do natychmiastowej wpłaty, jeśli nie to wciągnięcie do krajowego rejestru zadłużonych.
Chłopie! Weź 50 wpłać i po sprawie!
Chłopie! Weź 50 wpłać i po sprawie!
Komentarz